×

Błąd

[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/9-listopad/koncert is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.

Drukuj

Ja i moja ojczyzna, w żołnierskim rytmie marsza

Utworzono: wtorek, 17. listopad 2015 19:45

[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/9-listopad/koncert is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.

Pewnego pochmurnego ranka ktoś szedł zamyślony plażą. Spienione jęzory fal oblizywały mu łakomie słone stopy. Kroki odmierzał cichy plusk i pokrzykiwania zwaśnionych mew. Wtem na brzegu wyłoniła się ona – alabastrowa, lekko zaróżowiona. Podniósł ją ostrożnie, otrzepał. Przyłożył do ucha i usłyszał szept mórz. Przyłożył do ust i zadął, zaśpiewał językiem trytonów…

Pewnego słonecznego popołudnia ktoś skradał się przez gęste zarośla. Tropił, nasłuchiwał, obserwował. Czuł, że jest blisko. Wiatr przyniósł zapach wilgotnej od potu sierści, parującej w rozpalonych promieniach letniego słońca. Serce biło mu jak oszalałe, zacisnął dłoń na oszczepie, aż pobielały mu knykcie. Bezszelestny krok, okrzyk bólu, rozgoryczenie. Stracił szansę, bo na jego drodze leżał on – twardy, lekko wygięty, pożółkły od słońca i czasu. Podniósł go ostrożnie, otrzepał. Zajrzał do środku i zobaczył tylko srebrne pajęczyny. Przyłożył do ust i zadął – otoczył go krąg wojowników…

Pewnego chłodnego wieczora ktoś przystanął pod rozłożystym dębem. Tuż przy nim przycupnęły psy o mocnej budowie, wydłużonej i tępo uciętej kufie, grubych, obwisłych faflach, obfitej skórze na głowie i szyi. Pogłaskał je czule po krótkiej, szorstkiej, brunatno-czerwonej sierści. Zadarły łby, z ufnością spojrzały na pana. Wciągnęły głęboko powietrze przez mokre onyksowe nozdrza. Muskularna klatka piersiowa uniosła się w pełnym oczekiwania napięciu. Ruszyły na oślep przed siebie, a po chwili puszcza zagrała. Ktoś drgnął podekscytowany i pośpiesznie zdjął przewieszony przez ramię złoty pierścień. Zbliżył go do ust. Oblizał spierzchnięte wargi i zadął. Puszcza ożyła…

Pewnej deszczowej nocy po śliskim bruku uśpionego miasteczka pędził sześciokonny dyliżans. Kabina zawieszona na skórzanych pasach bujała nieprzyjemnie, jak rybacka łódka podczas sztormu. Z przodu, na koźle, zziębnięty woźnica trzymał kurczowo lejce, smagany wodnymi biczami. Co chwilę ocierał twarz przemoczonym rękawem, lecz obraz wciąż był niewyraźny. Ulewa wdzierała się do oczu, rozmazując kształty, ostre krawędzie. Przytroczone do dachu przesyłki bębniły nerwowo na wybojach. Pocztylion, z trudem łapiąc oddech, zadął w mosiężny klakson. Zaspany jegomość uskoczył w ostatniej chwili. Pęd powietrze wyrwał mu z rąk parasol, a lodowata fontanna spod kół nie pozostawiła na nim suchej nitki. Dyliżans nie zatrzymał się ani na chwilę – liczy się pośpiech, dokładność, sumienność…

Tak oto poznaliśmy krótką historię rogu. Waltornia zabrała nas jeszcze w jedną podróż, do początków państwa polskiego, wygrywając legendę o trzech dzielnych braciach: Lechu, Czechu i Rusie. Galopem przemierzyliśmy naszą piękną krainę, by na koniec – w skupieniu, z powagą i niekrywaną dumą – odśpiewać wspólnie Mazurek Dąbrowskiego:)

{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/9-listopad/koncert{/gallery}