[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/3-marzec/eksperymenty is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.
Pewnego wiosennego popołudnia ptaki wyjątkowo głośno szczebiotały. Fruwały to tu, to tam, wyszukując mocnych źdźbeł traw, ciekawie rzeźbionych patyczków, miękkich kocich kłaczków. A wszystko dlatego, że nadszedł czas, aby założyć rodzinę. Zanim jednak nieopierzony maluch pojawi się na świecie, trzeba wznieść solidny dom – ciepły, bezpieczny, przytulny. A skąd się biorą młode ptaki? Z jajek oczywiście! W takim razie może przyjrzymy się wapiennej fortecy uważniej. Puk, puk! Jest tam kto? Skorupka milczy jak zaklęta. Hop, hop! Coś cichutko zgrzytnęło, a z wnętrza jajka wypłynęła dziwna para. Jedno żółte, okrągłe; drugie białe, a właściwie półprzezroczyste, lepkie i ciągnące. Zdają się nierozłączni, zanurzeni w sobie. Czy można ich rozdzielić, dajmy na to, plastikową butelką? Przenieść jedno do szklanej, a drugie posrebrzanej komnaty? Sztuka wymaga skupienia, zdecydowania i refleksu Billy’ego Kida. Zresztą na co czcze gadanie – sprawdźcie sami! A czy dacie radę wepchnąć ugotowane jajko (w całości!) do butelki o wąskiej szyi? To tak, jakby cytryna miała się prześliznąć przez słomkę – z pozoru niemożliwe. Zdolny prestidigitator ma jednak swoje sposoby:) Zamieszajmy jeszcze bardziej – w czterech szklankach jednocześnie. Pierwsza nabrała wody w usta, druga zabarwiła włosy na czerwono, trzecia kwaśno się uśmiecha, czwarta słono płacze. Surowi nurkowie zanurzają się w odmętach eksperymentu. I co dalej? Uzbrajamy się w cierpliwość i zaczynamy wielkie odliczanie. Na efekt końcowy trzeba zaczekać trzy doby! Czy warto? Niewątpliwie warto samemu poszukać odpowiedzi:)
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/3-marzec/eksperymenty{/gallery}
[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/3-marzec/teatrzyk is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.
Oj! Co to dzisiaj był za dzień,/prześladował mnie mój cień:/stał spokojnie gdy ja stałam,/gonił mnie, gdy uciekałam…
Dawno, dawno temu, w starożytnych Chinach, żył cesarz Wudim z dynastii Han. Cesarz zakochał się bez pamięci w pięknej Li, ale bezwzględna choroba odebrała mu wybrankę serca. Wudim pogrążał się w coraz większym smutku i nic nie było w stanie oderwać go od posępnych myśli. Wszystko się zmieniło, gdy pewien mędrzec ukłonił się władcy, rozwiesił w komnacie jedwabną płachtę i rzekł: Panie, znam sposób, by Li co wieczór pojawiała się w tym pokoju. Uprzedzam cię jednak, że będzie tylko cieniem samej siebie, a tobie nigdy – pod żadnym pozorem – nie wolno będzie zajrzeć za zasłonę. Cesarz przystał na warunki mędrca i cząstka Li co noc odwiedzała ukochanego. Niby tylko niemy cień, ale uśmierzył ból tęsknoty. Wszystko byłoby dobrze, gdyby pewnego dnia niepochamowane pragnienie spojrzenia w oczy oblubienicy nie skłoniło Wudima do złamania obietnicy. Dotknął tkaniny – cienkiego muru odgradzającego go od Li – i odkrył, że za nią stoi mędrzec z marionetką. Gdy cesarz ochłonął, docenił wysiłki starca i z czasem z owej sztuczki uczynił swoją ulubioną rozrywkę, a później dziedzinę sztuki.
Rozsiedliśmy się wygodnie w ciemnej, cichej sali. Przed nami rozpościerało się białe płótno, które słoneczne promienie zabarwiły delikatnie na ciepłe odcienie czerwieni, różu, pomarańczy z odrobiną błękitu i wrzosu. Zrobiło się nastrojowo i bardzo tajemniczo. Pani Madzia zaprosiła nas na niezwykły spektakl. Choć Czerwonego Kapturka zna doskonale niemal każdy, to półmrok, zmieniające się głosy, czarne kontury postaci sprawiły, że dzieci chłonęły dobrze znaną historią niczym opowieść, którą widzą i słyszą po raz pierwszy. Ta nowa forma teatralna, ten inny, jakże egzotyczny sposób grania, wykorzystujący tak proste w gruncie rzeczy rekwizyty, wzbudziły w przedszkolakach spore zainteresowanie. Dzieci, zaintrygowane, zaglądały za kurtynę, same wymyślały historie, wybierały postacie i tworzyły scenografię, by ich własny teatr cieni ożył.
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/3-marzec/teatrzyk{/gallery}
[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/3-marzec/plastyczne is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.
Wiosna i święta to czas nadziei oraz zmian. W domach robimy generalne porządki, wymiatając z kątów resztki sennej zimy, ustawiamy kwiaty w wazonie, otwieramy szeroko okna, by wpuścić trochę ciepła i świeżego powiewu. Dla przedszkolaków zaś, to czas wzmożonego twórczego działania.
Wielkanoc – jedno z najbarwniejszych świąt – jest przepełniona radością i symboliką. Jednym z tradycyjnych rekwizytów jest niewątpliwie wielkanocna palemka, związana bezpośrednio z obchodami Niedzieli Palmowej – początkiem Wielkiego Tygodnia. Niestety, dziś coraz rzadziej decydujemy się na samodzielne wykonanie palmy. Z braku czasu, siły i chęci sięgamy po najprostsze, nie zawsze lepsze, rozwiązania. A przecież kupna nie jest tak wspaniała. Zapominamy, że jej wykonanie, zwłaszcza dla maluchów, może być prawdziwą frajdą, atrakcyjnym sposobem spędzenia wolnego czasu, okazją do ćwiczenia zdolności manualnych. Do stworzenia bazy można wykorzystać wierzbowe gałązki. Wystarczy zaledwie kilka dłuższych z rozwiniętymi, puszystymi kotkami. Bazie przeplatamy zimozielonym bukszpanem, suszonymi źdźbłami traw, kłosami zbóż, barwnymi roślinkami z łąk i pól. Związujemy wszystko sznureczkiem lub drucikiem florystycznym. Dodajmy trochę życia – na solidnej podstawie wykwitają szeleszczące, jaskrawe kwiaty z bibuły. Pamiętamy o warstwowym ułożeniu dekoracji, tak, aby całość była spójna i estetyczna. Jeszcze tylko kolorowe wstążki dobrego humoru, którymi przesłonimy wszelkie niedoskonałości. Piękna kokarda wieńczy dzieło. Wesołego Alleluja!:)
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/3-marzec/plastyczne{/gallery}
[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/3-marzec/psy is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.
Jeden, dwa, jeden, dwa, pewna pani miała psa… A dokładnie to pani Maja Pruska i nie jednego, ale aż dwa psy. Cóż to było za spotkanie! Trenerka psów i (uwaga, trudne słowo!) kynoterapeutka, jej asystentka Julia oraz psy terapeutyczne, czyli labrador retriever i chiuaua o aromatycznych imionach: Lawenda i Wanilia… słowem zaroiło się od nóg, łap i ogonów.
Wanilia – beżowo-czekoladowa meksykańska piękność, potomkini psów żyjących na dworach azteckich władców – jest drobniutka (chiuaua to najmniejsza rasa na świecie), ale odważna, ciekawska (prawie zuchwała), pełna temperamentu, pojętna, a przy tym wszystkim niesłychanie czuła. Przodkowie Lawendy wywodzą się z Nowej Funlandii – tamtejsi rybacy korzystali z pomocy labradorów w swojej codziennej pracy. Duże, mocne i silne stworzenia pracowały jako zwierzęta pociągowe – przede wszystkim pomagały wyciągać sieci, ale niejednokrotnie ratowały także życie topielców. Lawenda jest majestatyczna (bez większych trudów można ją sobie wyobrazić popijającą popołudniową herbatką z angielską królową), łagodna (nie wykazuje cienia agresji), lojalna, inteligentna i obdarzona nieprzeciętnym węchem. Jej sierść jest niezwykle gęsta, aksamitna i… nieprzemakalna! Od razu widać, że uwielbia kąpiele:)
Czworonogi, których spokój i cierpliwość były godne naśladowania, dały się nakarmić z ręki lub łyżki (wersja dla nieprzekonanych) dzieciom z całego przedszkola. Można było je wyczesać, podrapać po krawatach i za uszami, dać się obwąchać i całkowicie zauroczyć. Dzieci nauczyły się, jak można, a jak nie należy, podchodzić do obcego zwierzaka, a rodzice z pewnością musieli potem zmierzyć się z powracającym pytaniem: Czy nie moglibyśmy kupić psa? Najlepiej jedną, malutką cziłałę…
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/3-marzec/psy{/gallery}
[sigplus] Critical error: Image gallery folder przedszkole/biuletyny/2015/3-marzec/glina is expected to be a path relative to the image base folder specified in the back-end.
Ukrywa w Wielkanoc słodkości różne,
więc każde dziecko na niego czeka.
Zobaczyć go jednak – wysiłki to próżne,
bo on susami – Kic! Kic! Ucieka.
Wszyscy zgodnie powiedzieli: Zając! A jak wygląda zając? Ma długie słuchy (uszy), brzuszek, główkę z wąsami, cztery skoki (łapki) i taki śmieszny, maleńki omyk (ogonek). W takim razie podciągamy rękawy, siadamy do stołu i zaczynamy. Ogrzewamy kawałek gliny w ciepłych rękach, ugniatając go porządnie z każdej strony. Jedno jajo, potem drugie… Jajo? Przecież zające nie wykluwają się z jaj! Prawda, ale gdy je ze sobą połączymy – nasz kicający futrzak zyskuje tułów i łepek. Dwie małe dżdżownice, lekko spłaszczone, wpełzają na szczyt i strzyżą czujnie uszami. A co z łapkami? Jak umknąć przed niebezpieczeństwem? Wystarczy zgrabna literka „V” – już filipek radośnie podskakuje. Teraz dwie kluski przylepiają się do brzuszka – można ze smakiem schrupać marchewkę. Ale on przecież nic nie widzi! Oj, cóż za niedopatrzenie… Gliniane perełki mrugają do nas zaciekawione. Jeszcze nosek! I jeszcze ogon! Nasze zające są gotowe, ale w czym przyniosą dzieciom słodkości? Podpowiemy: jest twardy, ma jedno ucho, lubi kolorowe jajka, baranka, babkę i kiełbaskę, a także Święta Wielkanocne. Można go nosić na grzyby do lasu. Koszyczek! Tuczymy kulkę, a właściwie toczymy. Palcem robimy wgłębienie – ot, taka kluska śląska z wieeeelką dziurką w środku. Formujemy i miseczka gotowa. Jaka znów miseczka? To miał być przecież koszyczek! A no tak, brakuje rączki. Teraz już wszystko się zgadza – możemy podrzucić zającowi kilka jajeczek. Koszyczek wypełniony po brzegi, pora zatem wyruszyć na święta. Do zobaczenia!:)
{gallery}przedszkole/biuletyny/2015/3-marzec/glina{/gallery}